Każdy klub motocyklowy ma swoje trasy, które chętnie powtarza. O powodzeniu takiej wyprawy decyduje nastawienie ludzi, którzy biorą w niej udział. Nie jest ważne, że już tam byliśmy - najważniejsze, że jedziemy razem. A Right Ridersi i Przyjaciele chcą przebywać razem. W dniach 4-7 czerwca 2015 r. zaliczyliśmy III Rajd wokół Tatr Wysokich. Nie chodziło o szczególne osiągi, wyścig, rywalizację, głównym celem była rozrywka. To była nasza odpowiedź na zew wolności, pokonanie ponad 200 km z górskimi zakrętami, o których motocykliści mówią, że są dziełem szatana. Z Warszawy wyjechaliśmy wczesnym rankiem, pogoda znakomita, warunki drogowe wyśmienite, ale my nie pędziliśmy. Dzielący nas od Zakopanego 400 km odcinek urozmaicaliśmy licznymi postojami. W gościnne progi Cudzichów przy Krzeptówkach 194 dotarliśmy późnym wieczorem. Pełna integracja przy kolacji na świeżym powietrzu, na deser widok na Giewont i spacer do Krupówek. Rozgwieżdżone niebo wróżyło dobrą pogodę, ale utrudniało zasypianie. Rano obudziliśmy się w dobrych humorach, zmotywowani do podróży ruszyliśmy na Spisz przez Cyrhlę do Łysej Polany. Przed przejściem granicznym kilkukilometrowy korek samochodów podążających do Wodogrzmotów. Sprawnie przejechaliśmy gęsiego, na zakrętach cierpliwie czekając na poprawę widoczności, omijaliśmy stojące samochody. Potem wjazd do Słowacji, mijamy Ździar. Wzrok przyciąga rozległa perspektywa hal
z nieczynnymi o tej porze wyciągami narciarskimi. Oszałamiający widok Tatr Bielanskich. Zatrzymujemy się na parkingu w Kotlinie Tatrzańskiej, zamierzamy spenetrować Bielańską Jaskinię. Do wejścia wspinamy się prawie kilometr po północnym stoku Kobylego Wierchu. Warto było. Jaskinia jest niezwykła ze swą różnorodnością kalcytowej ornamentyki. Szkoda, że dziś nie ma tu koncertu, bo ogromna sala fascynuje akustyką. Wykupujemy prawo robienia zdjęć, czasem udaje nam się zatrzymać piękno w biegu. Wychodzimy w upalną przestrzeń, z trudem zakładamy motocyklowe kurtki; ruszamy w kierunku Tatrzańskiej Łomnicy. Miasteczko słynie z hoteli i urokliwych pensjonatów. Mijamy stację kolei linowej na Łomnicki Staw i do szczytu Łomnicy, jedziemy do Starego Smokowca. Krajobraz Tatr Wysokich zakłóca, widoczna nawet po latach, pozostałość po huraganie z 2004 roku, która zniszczyła znaczne połacie lasu świerkowego. W Starym Smokowcu przejeżdżamy obok pomnika upamiętniającego tamtą katastrofę. Ten rejon miał pecha, przed dwoma laty pożar strawił ponad 20 hektarów ośmioletniego lasu, posadzonego po huraganie. Jesteśmy w regionie Liptów, rozciągającym się od grani Krywania po pasmo Małej Fatry. Długim podjazdem pniemy się do Strbskiego Plesa (Szczyrbskiego Jeziora) najwyższego punktu naszej trasy (1346 m n.p.m.). Zatrzymujemy się na tarasie widokowym obok hotelu. Podziwiamy przepiękną panoramę Tatr. Obok nas przejeżdżają – dosłownie - setki motocyklistów; mamy wrażenie jakbyśmy byli cząstką jakiejś zorganizowanej kawalkady jednośladów. Krótki podjazd do Szczyrbskiego Jeziora i trasą 537 wyjeżdżamy w kierunku Liptowskiego Mikulasza. Zakręt w zakręt, łuk w łuk, droga wije się nieprzewidywalnie wśród górskiego krajobrazu. Zaczynamy przyspieszać, czas na posiłek, chcemy dojechać do restauracji Route 66 w centrum Liptowskiego Mikulasza. Wjazd do miasteczka przygnębia stylem socrealistycznym; żadnych góralskich akcentów tak charakterystycznych po polskiej stronie Tatr. Sama restauracja zaskakuje klimatem, udekorowana z amerykańską manierą, masą zdjęć, wielkimi telewizorami, szafami grającymi, boksami z obszernymi kanapami oświetlonymi oryginalnymi lampami. Musieliśmy wykazać się cierpliwością, bo nieliczna obsługa nie radziła sobie z zamówieniami. Po odpoczynku ruszamy trasą 584 do Zuberca. Krótki odcinek jedziemy wzdłuż rzeki Wag, potem obok Liptowskiego Jeziora będącego w rzeczywistości zbiornikiem retencyjnym. Trasa urozmaicona, długie zjazdy i podjazdy. W połowie trasy zaliczyliśmy kilkanaście górskich łuków i zakrętów szatana. Mieliśmy szczęście, bo Słowacy zorganizowali wyścig i zdążyliśmy tuż przed zamknięciem przejazdu. Po minięciu Zuberca mieliśmy zrelaksować się w wodach termalnych Orawicy, jednak nasz rajd był wolniejszy niż zakładaliśmy, więc atrakcje aqua parku odłożyliśmy na inną okazję. Granicę w Suchej Horze przekroczyliśmy wieczorem, by w Chochołowie znów poczuć podhalański klimat, którego tak brakowało nam u południowych sąsiadów. Jeszcze Witów i przed nami światła Butorowego Wierchu. Na kwaterze kolacja, ale uwaga skupia się na relacjach z dzisiejszego przejazdu. Z trudem decydujemy się na piwo w pobliskim lokalu. Góralski klimat, a przede wszystkim kapela uzmysławia nam różnice kulturowe po dwóch stronach Tatr. Górale potrafią nawiązywać kontakty; przy sympatycznej obsłudze i faworyzujących naszą grupę muzykantach lokal opuściliśmy nad ranem, by w sobotnie południe ponownie dotrzeć tu na późne śniadanie. Sobota była dniem absolutnego relaksu. Jedynie Prezydent z Kudłatą i Pedro byli w stanie ponownie wsiąść na motocykle, by przejechać prawie 100 km pętlę przez Murzasichle i Dolinę Kościeliską. Powracających klubowiczów powitaliśmy oklaskami już „na stojąco”. Ten wyjazd był niezwykły, poczuliśmy Zakopane o żywicznym zapachu sosnowego drewna, z chałupami z drewnianych bali na wysokich, kamiennych podmurówkach, stromymi dachami, rzeźbionymi zdobieniami. I te kolorowe ogródki z urokliwymi rudbekiami, zaciszne werandy obwieszone kwiatami. Po powrocie do domów przeczytaliśmy maila Prezydenta: „dziękuję uczestnikom III Rajdu wokół Tatr; wszyscy ukończyli przejazd szczęśliwie i w całości, każdy jest bohaterem tej wyprawy”. Tak, to są niezapomniane doznania: przestrzeń, motocykl i Przyjaciele. W przyszłym roku kolejna edycja Rajdu.