Zaczęło się zwyczajnie: otwieram pocztę, a tu komunikat: „Korzystając ze sprzyjającej pogody, aż grzech jej nie wykorzystać - proponuję spontaniczny wyjazd motocyklami do Kazimierza Dolnego - na kawę i ciastko”. Pogoda zapowiadała się świetna, towarzystwo doborowe i nie od dzisiaj wiadomo, że pasja motocyklowa to doskonała terapia na stres życia codziennego. Odpaliliśmy silniki; niski barytonowy ton zmienił naszą hierarchię ważności, klasyfikacja celów przestała się liczyć. Nagle przestaliśmy się przejmować brakiem czasu, niewykonanym zobowiązaniem, brakiem kasy i humorem partnera. Spotykamy się o dziewiątej na KFC przy Orlenie, jedziemy na Puławy. Umówiliśmy się z zaprzyjaźnioną grupą motocyklową; mają dojechać do Kazimierza. Ostatni weekend września 2014 r., jeszcze sucho i słonecznie, jeszcze energia rozpiera. Motocykle to przecież nasza wolność, a jak ważne jest poczucie wolności na co dzień wie tylko ten, kto uwiązany obowiązkami czeka jak zbawienia momentu kiedy wyciągnie swoją maszynę. Z bananem na twarzy ukrytym pod szczękowym kaskiem jedziemy - „na ciastko”. Wszyscy wiemy, że lepsze kremówki dają za rogiem
i można tam w pięć minut dojść piechotą, ale pretekst znakomity. Kawa na Rynku w Kazimierzu - cel najlepszym z możliwych, więc manetki w dół. Korci nas, by skręcić do Szymanowa. Jeden z kolegów zachwala tamtejszy tor Kart Arena; powstał w 2010 r. dla miłośników kartingu, motoryzacji oraz adrenaliny. Może atrakcją byłyby klubowe wyścigi gokardami, albo wyprawa offroadowa, ale to nie dzisiaj, nie teraz. Jedziemy dalej. Ograniczenie do 50 km/h wymyślili ci, którzy nigdy nie siedzieli na motocyklu. Czy w taką pogodę, kiedy pęd powietrza wprowadza ciało w wibracje można się oprzeć pokusie sprawdzenia czy obrotomierz motocykla dojdzie do czerwonego? Postęp technologiczny prześciga ludzkie zdolności adaptacyjne, czy spece od ograniczeń prędkości tego nie wiedzą? Zatrzymujemy się przy drodze z Góry Kalwarii do Magnuszewa - w Studziankach Pancernych by w Mauzoleum złożyć pokłon około dziewięciuset poległym żołnierzom; bohaterom bitwy o przyczółek warecko – magnuszewski. Walki te zostały upamiętnione na Grobie Nieznanego Żołnierza w Warszawie napisem na jednej z tablic - "STUDZIANKI-WARKA 10 VIII - 12 IX 1944". Jeszcze kilka fotek przy cokole z oryginałem czołgu T-34, jednego z wyprodukowanych 44 000 sztuk, legendarnego weterana walk na tym przyczółku. Przez moment poważniejemy; motocykle, pasja, ale jak to dobrze, że mamy pokój. Przypominamy sobie słowa Jana Pawła II: „Za wojnę są odpowiedzialni nie tylko ci, którzy ją bezpośrednio wywołują, ale również ci, którzy nie czynią wszystkiego co leży w ich mocy, aby jej przeszkodzić”. Będziemy o tym pamiętali. Spokojniej przejeżdżamy przez rynek w Magnuszewie, tuż obok armato-haubicy, też pamiątki z tych samych walk o przyczółek. Pogoda nadal znakomita, ale jakoś refleksyjnie jedziemy przez następne miejscowości. Przed nami Kozienice, przez większość kojarzone z elektrownią. Zatrzymujemy się na stacji paliw. Ktoś przypomina, że w Kozienicach urodził się król Zygmunt Stary, a po wielkim pożarze prawie od podstaw miasto odbudował król Stanisław August Poniatowski. To tutaj w królewskiej manufakturze – Fabryce Broni wytwarzano karabiny, pistolety, sztucery w tym pierwszy w historii seryjnie produkowany karabin polskiej konstrukcji tzw. sztucer kozienicki. Pada propozycja: przyjedźmy tu kiedyś do Stadniny Koni Kozienice, fantastyczny ośrodek rekreacyjna – sportowy. Tak, tyle pięknych miejsc do obejrzenia. Trochę markotni jedziemy dalej, przecież naszym celem są – ciastka w Kazimierzu; czy musieliśmy jechać tak daleko? Tabliczka: Kazimierz Dolny, jakoś przyśpieszamy. Bezpieczny skręt w lewo blokujemy z obu stron i kilkanaście motocykli parkuje obok innych maszyn na brukowanym Rynku. Nie możemy się zdecydować, gdzie jemy te ciastka. Wybieramy zewnętrzną kawiarnię by cieszyć się gwarem i muzyką ulicznych grajków. Jeszcze tylko zakup tradycyjnych kogutów, kilka fotek, jakaś galeria, spojrzenie na uliczne grafiki i wracamy. Bardziej sprawnie, bardziej karnie, jedziemy wzorowym szykiem aż do rogatek Kazimierza. Odpowiadamy na powitania przechodniów, a i kierowcy samochodów jacyś milsi i uprzejmiejsi. Odprężeni wracamy tą samą trasą do domu. Tyle pięknych miejsc do poznania, tyle atrakcji obok, a jutro… znów poniedziałek. Zaraz, zaraz, co to było w planie na ten tydzień…? Ech, za tydzień znów będzie weekend, może uda nam się kolejny spontan wypad?