ipa

Sonda

Czy podoba Ci się nowa szata graficzna strony?

Right Riders na Facebooku

Kto jest na stronie

Odwiedza nas 60 gości oraz 0 użytkowników.

Bretońsko-normandzkie fascynacje czyli les vacances

bretonsko 100x75Rok temu gościliśmy w naszym klubie francuskich motocyklistów, z którymi przejechaliśmy północno wschodnią Polskę pokazując im piękno naszego kraju. W tym roku przyszedł czas na rewizytę. Mieliśmy dojechać do Rennes we Francji. W piątek niemiłosiernie lało, więc aby nie tracić humoru pozostaliśmy w domowym ciepełku. Po konsultacjach z meteorologami, wczesnym rankiem 9 sierpnia 2014 r. rozpoczęliśmy Drang nach Westen (parcie na zachód). Autostradą A2 sprawnie dotarliśmy do Berlina. Przy słonecznej pogodzie zaparkowaliśmy nieopodal Bramy Brandenburskiej, pospacerowaliśmy aleją Unter den Linden (Pod Lipami) i po przejechaniu obok słynnego Dworca Zoo ruszyliśmy dalej. Niestety pogoda załamała się, ponad 100 km jechaliśmy w deszczu. Wieczorem dotarliśmy do wolnego hanzeatyckiego miasta Hamburg. Tego dnia pokonaliśmy ponad 900 km więc oczywistym było, że marzył nam się tylko wypoczynek.


W niedzielę ruszyliśmy w kierunku Holandii. Jeszcze tylko przejazd motocyklami przez Hamburg, drugie co do wielkości miasto, a jednocześnie największy port morski w Niemczech. Prawie na każdym turyście robi wrażenie hamburska plątanina ulic, kanałów i mostów, a przy tym ogromne, stare i nadal funkcjonalne magazyny portowe z czerwonej cegły. Na autostradzie zaczęło się chmurzyć i przejazd był mało atrakcyjny, bo albo zakładaliśmy przeciwdeszczówki, albo je ściągaliśmy. Dojechaliśmy do Arnhem we wschodniej Holandii, miasteczka znanego z zaciekłych walk z Niemcami (pod kryptonimem Market Garden) jakie rozegrały się tutaj we wrześniu 1944 r.. Największe zasługi w obronie miasta a szczególnie mostu na Renie miał brytyjski wojskowy John Dutton Frost. Historia obrony mostu została opisana w książce Corneliusa Ryana O jeden most za daleko, a na jej podstawie Richard Attenborough nakręcił film pod tym samym tytułem. Pod tablicą pamiątkową, na nabrzeżu Renu, tuż obok mostu dziś noszącego imię Johna Frosta - oddaliśmy hołd poległym żołnierzom. Pojechaliśmy dalej, na odległy o kilkanaście kilometrów w Oosterbeek cmentarz wojenny, na którym spoczywają polscy spadochroniarze, walczący w operacji Market Garden pod dowództwem gen. Stanisława Sosabowskiego. Cmentarz i jego otoczenie zrobił na nas ogromne wrażenie. Już na samym wejściu odwiedzający zatrzymują się przy polskojęzycznej tablicy informującej o wydarzeniach z II wojny światowej i bohaterstwie Polaków. Cały teren jest bardzo zadbany, ogromne drzewa i mnóstwo kwiatów dodają temu miejscu patriotycznej zadumy. Nie tylko w tym miejscu widać, że pamięć o Polakach jest w Holandii wciąż żywa. Przejechaliśmy obok białego pałacyku w Hartenstein, w którym obecnie mieści się Muzeum Wojsk Spadochronowych i skierowaliśmy się na autostradę do Amsterdamu. Tam mieliśmy spotkać się z naszymi francuskimi motocyklistami, którzy zarezerwowali dla nas hotel. Zaplanowaliśmy nocny spacer po Amsterdamie. Marzyło nam się poczucie hippisowskiej wolności i sprawdzenie amsterdamskiej tolerancji na używanie miękkich narkotyków. Kiedy dotarliśmy na miejsce noclegowe przy Hemanystatt - czekała już na nas wytworna kolacja, więc wieczór zakończyliśmy polsko - francuską integracją i ze spaceru pozostały tylko ciekawe plany. Za to poniedziałek był dniem bez motocykla. Na piechotę rozpoczęliśmy spacer po Amsterdamie. Mieliśmy szczęście, bo cały dzień nie padało. Mogliśmy spokojnie dotrzeć na Plac Dam 20 do Muzeum Figur Woskowych Madame Tussaud, a właściwie filii muzeum założonego w Londynie w 1835 r. przez Marię Tussaud która naprawdę nazywała się Anna Maria Grosholtz i pochodziła ze Strasburga. Niezliczone rzesze turystów pokornie stoją tam w długiej kolejce, aby zobaczyć naturalnej wielkości figury znanych osobistości: holenderskiej pary królewskiej, księżnej Diany, Angeliny Jolie, Brad Pitta, Davida Beckhama, Madonny, Lady Gagi, Pablo Picassa, Nelsona Mandeli czy Anny Frank. Kiedy opuściliśmy Madame Tussaud udaliśmy się nieopodal, na Damrak 18. do Muzeum Sexu. Ze względów logistycznych poświęciliśmy temu miejscu niewiele czasu, bo dokładne obejrzenie eksponatów zgromadzonych na dwóch kondygnacjach zajęłoby kilka godzin. Część wystawy ma klasyczny charakter muzealny i prezentuje sztukę falliczną różnych kultur, liczne ryciny i fotografie ale jest także część zabawnych gadżetów, które wręcz rozśmieszają: deski klozetowe z wizerunkami, mrugające i mówiące części ciała, wyłaniająca się z mroku postać ekshibicjonisty, czy też zabawne fallusy. Mieliśmy jeszcze w planie odwiedzenie Domu Rembrandta przy Jodenbreestraat gdzie mieszkał i tworzył holenderski malarz, rysownik i grafik Rembrandt van Rijn, a potem krótka wizyta w otwartym w 1960 r. Domu Anny Frank autorki Dziennika, Żydówki, która wraz z rodziną i czwórką znajomych ukrywała się w tym domu przed nazistowskimi prześladowaniami. Muzeum urządza wystawy różnych form dyskryminacji i prześladowań. A jakże - nie mogliśmy odmówić sobie spaceru przez Dzielnicę Czerwonych Latarni w pobliżu Placu Dam. Miejsce to- zanim zapadnie zmrok - jest spokojne, a turyści chętnie fotografują zadbane, stare domy. Są wąskie uliczki poprzecinane licznymi kanałami z przycumowanymi w nich łodziami mieszkalnymi o przeróżnych formach. Uroku dodają liczne drzewa i krzewy posadzone prawie na każdym skrawku niezabetonowanej ziemi. W tym miejscu bez skrępowania sex shopy prezentują swoje artykuły, jest dużo restauracji, barów i kawiarenek. W świetle dnia tylko w nielicznych witrynach wolne panie oferowały swoje zalegalizowane prawnie usługi. Uświadomiono nas, że gwarne ożywienie zaczyna się dopiero późną nocą, ale przed nami długa trasa i należało zachować siły. Bardzo kusiło nas by odwiedzić jeszcze Muzeum Haszyszu, ale wieczorem na dobre rozpadał się deszcz. Zdecydowaliśmy zatem o stacjonarnej realizacji planu integracji motocyklistów.
W pochmurny ranek 12 sierpnia 2014 ruszyliśmy do Scheveningen, nadmorskiej dzielnicy Hagi, by podziwiać Madurodam - interaktywny park szczegółowo odtworzonych (w skali 1:25) miniatur najważniejszych zabytków i budowli Holandii, zwany też Małą Holandią, albo Holandią w miniaturze. Nazwa parku pochodzi od nazwiska studenta George'a Maduro, który zginął w obozie koncentracyjnym w Dachau. Ekspozycję otwarto w 1952 r. ku czci ofiar II wojny światowej. Można tam zobaczyć wszystko, z czego słynie Holandia, w tym piękną, zminiaturyzowaną roślinność i kwiaty. Nam oglądanie tych cudów ludzkiej precyzji zajęło kilka godzin, ale i tak uważaliśmy że tempo zwiedzania było za duże.
W godzinach wczesnopopołudniowych ruszyliśmy w kierunku Bredy. Po drodze, dla wypoczynku i zatankowania naszych rumaków zatrzymaliśmy się na stacji paliw przy autostradzie. Ku naszemu zaskoczeniu – widząc nasze barwy klubowe – podjechał do nas radiowóz policji holenderskiej, a policjanci z iście słowiańską serdecznością przywitali nas wywołując nasze nazwiska. Kto wie, może i w Polsce osiągniemy kiedyś taką łączność naszych służb porządkowych?
Wjechaliśmy do prowincji Brabancja Północna. Naszym celem była leżąca w pobliżu granicy z Belgią -Breda  - najbardziej polskie z holenderskich miast. Byliśmy już w nim kilkakrotnie, ostatnio w 2010 r. z rajdem motocyklowym śladami armii Generała Maczka. Wiedzieliśmy zatem, że w Ratuszu znajduje się pamiątkowa tablica na cześć Pierwszej Polskiej Dywizji Pancernej gen. Stanisława Maczka, a Rada Miasta Bredy nadała honorowe obywatelstwo wszystkim żołnierzom dywizji. Odwiedziliśmy wówczas także Muzeum Generała Maczka w koszarach de Tripran van Zoutlandf, gdzie obejrzeliśmy film o wyzwoleniu Bredy, dokumenty oraz eksponaty poświęcone żołnierzom Dywizji. W parku miejskim Wilhelminapark stoi marmurowy obelisk zwieńczony kulą ziemską a na niej dwa orły; na cokole napis: „W podzięce naszym polskim wyzwolicielom – 29 października 1944 r.”. Łza się w oku kręci, kiedy czyta się te słowa, a po drugiej stronie, na cokole stoi niemiecki czołg Pantera zdobyty w walkach i ofiarowany przez Polaków miastu. My odwiedziliśmy największy z trzech cmentarzy w Bredzie, przy Ettensebaan, na którym spoczął wśród swoich żołnierzy zmarły w Szkocji w wieku 102 lat generał Stanisław Maczek. Cmentarz jest bardzo zadbany, otoczony parkanem ze strzyżonych krzewów i widać, że często odwiedzany przez Polaków. Razem z nami hołd polskim żołnierzom walczącym „Za Waszą i Naszą wolność” oddawali turyści z Poznania. Byliśmy wzruszeni tym spotkaniem. Pozostałe dwa polskie cmentarze są położone w Ginneken dzielnicy Bredy przy ulicy Vogelenzaglaan 13 oraz w Oosterhout przy Veerseweg 54.
Z Bredy wyjechaliśmy późnym popołudniem, zamierzaliśmy dojechać jak najdalej we Francji pod Abbeville w departamencie Somma. Nie mieliśmy zaplanowanego miejsca noclegowego, więc kiedy uznaliśmy, że pora na odpoczynek, „po drodze’ zatrzymaliśmy się na kempingu La Paille Haute w Boiry-Notre-Dame. Samo miejsce pięknie położone, w cichej wiejskiej scenerii z rozległym widokiem na pola uprawne. Był to nasz jedyny w czasie całego rajdu nocleg pod namiotami. Spartańskie warunki nie utrudniły dobrego wypoczynku i następnego dnia, ruszyliśmy w kierunku Abbeville. Mijaliśmy urokliwe-wioski i piękne zabytki. Przejeżdżając przez Saint-Riquier w regionie Pikardii zatrzymaliśmy się na poranną kawę w Cafe Restaurant de l'Abbaye, tuż obok miejscowej piekarni i pięknej, acz bardzo zniszczonej bazyliki z XIII -XVI wieku w stylu gotyckiego flamboyant. Siedzieliśmy na zadrzewionym skwerku, a przed nami majestatycznie wznosiła się średniowieczna dzwonnica opactwa benedyktyńskiego. Widać, że maleńkiego miasteczka nie stać na renowacje zniszczonych zabytków. Dojechaliśmy do Amiens w departamencie Somme, w którym żył, tworzył i zmarł Juliusz Verne pisarz uważany za protoplastę fantastyki naukowej, u nas najbardziej znany z „W 80 dni dookoła świata”. Naszym celem w tym mieście była imponująca katedra Notre Dame, największa we Francji świątynia w jednolitym stylu gotyckim, budowana przez 50 lat XIII wieku, wpisana na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Ogromne wrażenie zrobiła na nas zachodnia fasada ozdobiona 4 tysiącami rzeźb oraz piękne witraże. W skarbcu Katedry przechowuje się relikwię -głowę św. Jana Chrzciciela, do której pielgrzymował między innymi Jakub Sobieski – ojciec Jana III Sobieskiego Króla Polski. Katedrę podziwiał także Stanisław Wyspiański. Odjeżdżając spod katedry zwróciliśmy uwagę na piękny budynek z pruskiego muru. Pełni zachwytu ruszyliśmy do Abbeville nad rzeką Sommą. Przypomniało nam się, że to przecież tutaj francuscy i brytyjscy politycy spotkali się 12 września 1939 roku, by zdecydować o nieudzieleniu pomocy Polsce w walce z hitlerowskimi Niemcami. Niecałe pięć lat później nie mieli już oporów w przyjmowaniu naszej pomocy, a miasto zostało wyzwolone właśnie przez Polaków - I Dywizję Pancerną pod dowództwem gen. Stanisława Maczka. We Francji spotkaliśmy wiele miejsc gdzie spoczywają szczątki naszych żołnierzy. Abbeville ma imponujące zabytki. My zdołaliśmy odwiedzić Kolegiatę Świętego Vulfrana z 1488-1534 oraz bazylikę Grobu Świętego (Saint-Sépulcre) z tego samego okresu, z imponującymi witrażami. Po krótkim spacerze uliczkami tego miasta pojechaliśmy do nieodległego Bricqueville, gdzie z francuską gościnnością zostaliśmy przyjęci na nocleg przez Thierrego i jego motocyklową drużynę. Przyjęliśmy do wiadomości, że w tych okolicach nie są rzadkością XIV, XV-wieczne budynki nadal zamieszkałe. Kiedy patrzyliśmy na potężne dębowe belki w jadalni naszego Gospodarza i usłyszeliśmy, że są z XIV wieku, w naszej wyobraźni pojawiły się sceny z obrazu Bitwa pod Grunwaldem. Dobrze, że w nocy nie słyszeliśmy chrzęstu zbroi. W okolicy sporo wysokich na kilka metrów murów obronnych, poza którymi można dojrzeć budynki mieszkalne i gospodarcze z nieciosanego granitu z rozległymi kamiennymi podwórcami. Szybko się zorientowaliśmy, że niewiele wiemy o Francji. Dopiero ten wyjazd uświadomił jak wiele jeszcze będziemy musieli przebyć tras, by „wyszkolonym okiem znawcy” móc dostrzegać regionalne różnorodności. Bo we Francji jest wiele ukrywanego piękna. Nawet sąsiadujące ze sobą Normandia i Bretania mają bardzo wyraziste różnice. W czwartek 14 sierpnia 2014 r., po francuskim śniadaniu (słodka bułeczka i kubek kawy) w powiększonym składzie ruszyliśmy na motocyklowy podbój Normandii. c.d.n.